Pisałam poprzednio, że zrobiliśmy w zeszły weekend sofę, fotel i poduszki i zaraz je pokażę, ale najpierw coś jeszcze. Historia o tym, skąd się wziął filc u nas w domu :-). Dawno temu byliśmy na pikniku na Księżym Młynie i wtedy, na kiermaszu, zobaczyliśmy filcowe broszki Mai Urbańskiej i których wiernymi fankami (ja i Marysia) jesteśmy do dziś. Widziałam później wiele innych na Pakamerze i według mnie te są najładniejsze, jest w nich finezja i są uszyte lekką ręką:
Piknikowe ptaszki były na tyle inspirujące, że w przypływie weny i optymizmu kupiłam w hurtowych ilościach filc w arkuszach A4 i mulinę. Czekały dwa lata aż do teraz na swój wielki dzień. Voila:
Moja sofa i kanapa są trochę wymęczone. Lekką rękę widać tylko w poduszkach. Marysia - mistrz!
P. S. Nasze lalki do domku są na dobrej drodze, uda się, hurrra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz